Do nowego muzeum multimedialnego Le Domus Romane wchodzi się z podwórza Palazzo Valentini - aktualnej siedziby Prowincji Rzymu. Wejście jest dość niepozorne i jeszcze nie wszyscy turyści wiedzą o istnieniu muzeum, więc nie ma kolejek. Bilet wstępu kosztuje zaledwie 6 euro, a ulgowy 4,50. W dół prowadzą przezroczyste schody z kryształu, które przyprawiają o zawrót głowy. Wizyta w Le Domus Romane nie jest więc wskazana dla osób cierpiących na klaustrofobię i dla niepełnosprawnych. Do podziemi schodzi się w 15 osobowej grupie z przewodnikiem. O różnych godzinach odbywają się wizyty multimedialne w języku włoskim, angielskim, niemieckim i hiszpańskim. Wizyta trwa ok 70 minut.
Zanim wejdziemy do ruin willi rzymskich z okresu cesarstwa, przechodzimy obok cel, w których kard. Bonelli przetrzymywał swoich wrogów. O prywatnym więzieniu bezwzględnego księcia Kościoła nie wiedział nikt i nie było ono zarejestrowane w katastrze. Obecnie są tu przechowywane eksponaty odnalezione przez archeologów i przeznaczone do konserwacji.
Pierwszym pomieszczeniem do jakiego wchodzimy jest główna sala "Małych Term Trajana", zwana palestrą. Stoimy w zupełnie zaciemnionym pomieszczeniu na przezroczystej tafli podłogi. Pod naszymi stopami znajduje się wykopalisko archeologiczne. Dzięki specjalnemu oświetleniu i rekonstrukcjom wirtualnym możemy zobaczyć jak naprawdę wyglądała ta wspaniała willa z IV wieku n.e. Zachowały się jeszcze nieliczne fragmenty białego marmuru, którym była wyłożona cała palestra (siłownia), ślady kanalizacji, którymi płynęła woda oraz wnęka po marmurowym basenie. Pod willą przepływała podziemna rzeka, której wody wykorzystano do zasilania term. Widać też ślad po fontannie ściennej, z której tryskał strumień.
Z tej sali przechodziło się do kolejnych pomieszczeń, w których znajdowały się wanny z ciepłą i zimną wodą. Laconicum pełniło funkcję sauny. W tym miejscu możemy zobaczyć ślady pieca służącego do podgrzewania wody oraz skomplikowanego systemu hydraulicznego, dzięki któremu tłoczono parę wodną. Starożytni doskonale znali dobrodziejstwa łaźni parowej: poprawia krążenie, tonifikuje mięśnie, oczyszcza skórę i regeneruje siły. Z laconicum przechodziło się więc do frigidarium - pomieszczenia, gdzie można było zanurzyć się w wannie z zimną wodą i ochłonąć, rozgrywając partię starożytnych warcab. Do tej pory zachowała się marmurowa płyta służąca jako plansza do gry.
Po zakończeniu regenerującego cyklu kąpieli, wracało się do siłowni wyłożonej białym marmurem. Właśnie tu znajdowało się ekskluzywne pomieszczenie na półpiętrze, mierzące ok. 40 m2, otoczone balustradą, którego marmurowa podłoga w stylu opus sectile, była prawdziwym arcydziełem i z którego można było obserwować co dzieje się w pomieszczeniach termalnych. "Małe Termy Trajana" były luksusowym Spa, w którym na pewno bywała elita Romy imperialnej.
Kto mógł zamieszkiwać tak ekskluzywną willę, pełną drogocennych i wspaniałych marmurów oraz malowideł ściennych, usytuowaną w samym sercu forów rzymskich, dwa kroki od kolumny Trajana? Archeologom i historykom nie udało się ustalić. Na pewno jednak była to osoba bardzo wpływowa i bogata. Najprawdopodobniej jeden z senatorów.
Jego willa była wybudowana na planie prostokąta z obszernym atrium, otoczonym kolumnadą. Domostwo składało się z wielu pomieszczeń - oprócz prywatnych term, były sale reprezentacyjne, biblioteka, kuchnia, stajnia. To była część "dzienna". Na górze znajdowały się skromniejsze sypialne. Na piętro prowadziły jednak wspaniałe, szerokie schody, będące rzadkością w prywatnych domach i świadczące o randze przybytku. Z okna jednej z sypialni można było podziwiać kolumnę Trajana - zapewne był to widok niesamowity i emocjonujący.
Na Obszarze archeologicznym Le Domus Romane zachował się także fragment drogi rzymskiej, wyłożonej owalnymi, płaskimi kamieniami, ważącymi od 50 do 300 kg. Konstrukcja dróg składała się z kilku warstw. W wykopie układano warstwę kamieni łączonych zaprawą. Na tak przygotowanej podbudowie układano drugą warstwę mniejszych kamieni (tłucznia), też łączoną zaprawą, a na niej żwir z zaprawą. Na samym wierzchu droga była wyrównywana warstwą żwiru wymieszanego z piaskiem. Zamiast zaprawy stosowano też popioły wulkaniczne (pucolana).
Droga ta oddzielała najprawdopodobniej jedną willę od drugiej. Niestety z drugiego domostwa rzymskiego w kompleksie archeologicznym Le Domus Romane zachowało się znacznie mniej. Przetrwał jednak fragment imponującej dwubarwnej mozaiki podłogowej, który został zrekonstruowany przy pomocy światła.
Co się stało z willami? Prawdopodobnie zawaliły się podczas trzęsienia ziemi w 513 roku n.e, a niektóre pomieszczenia strawił pożar. W średniowieczu, gdy Wieczne Miasto podupadło - to, co udało się wydobyć z gruzów, zostało rozkradzione. Kiedy Rzym zaczął znowu rozkwitać w epoce Renesansu i zaczęto wznosić wspaniałe pałace, na ruinach niegdyś prześwietnych domostw rzymskich patrycjuszy, rozpoczęła się budowa Pałacu Valentini. Nikt wtedy nie baczył na skarby ukryte pod ziemią, a architekci stawiali fundamenty nie szanując wcześniejszych podziałów architektonicznych, ani marmurowych podłóg. Trochę w tym szczęścia, bo dzięki ich powierzchowności te cuda przetrwały do dziś, a dzięki współczesnej technologii możemy odbyć podróż w czasie i przejść się po starożytnych rzymskich domostwach.
Podczas wykopalisk, archeolodzy odkryli także inną ciekawostkę - butto, czyli średniowieczny śmietnik. Był to głęboki, murowany szyb usytuowany wewnątrz pałacu, do którego służba wyrzucała śmieci i odpady. Dla zachowania higieny, i pozbycia się brzydkich zapachów, przesypywano wszystko żywym wapnem. Włoscy archeolodzy wydobyli z butto piętnastowieczne talerze, garnki, resztki posiłków, kości i rogi zwierząt, a nawet skorupę żółwia - co świadczyło o ówczesnym menu. Zachował się nawet talerz ze skamieniałymi resztkami posiłku - skorupki jajek i kawałki chleba. Eksponaty zostały umieszczone w witrynach.
Patrząc na poglądową rekonstrukcję piętnastowiecznego śmietnika, w której warstwowo układają się różne fragmenty potłuczonych talerzy, trudno oprzeć się wrażeniu, że tak właśnie wygląda cały Rzym, zabudowany na przestrzeni wieków.
Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz